Dzisiaj tłusty czwartek, jutro piątek 13go, a w sobotę walentynki czyli dni nie przez każdego lubiane w pakiecie. Z tej okazji wraz z moim zapaleniem oskrzeli postanowiłam w końcu zrecenzować róż w płynie marki Makeup Revolution. Jakiś czas temu zamówiłam go w mintishop wraz z pomadką i paletkami z tej samej firmy. Byłam bardzo ciekawa jak spełni swoją rolę róż o płynnej konsystencji. Rozumiem taki normalny na przykład w paletce w kamieniu, ale tak w płynie? Czy to się w ogóle będzie dało nakładać bez wielkich plam żeby nie wyglądać jak clown? I jak to w ogóle rozsmarować?
Postawiłam na kolor najbardziej "peach" z dostępnych w sklepie i wybrałam odcień RUSH ME. Jest i tak moim zdaniem dosyć różowy, a nie chciałam przecież wyglądać jak królewna śnieżka z wielkimi rumieńcami. Chociaż odcienie pink SEA czy pink DEW także wyglądały zachęcająco, być może skusze się na któryś z nich następnym razem. Byłam także ciekawa czy da się stopniować jego kolor na twarzy i ładnie rozcierać granice, tak aby wtapiał się w resztę makijażu.
Duuużo różu. |
Buteleczka jest przezroczysta z czarną zakrętką. Zrobiona z bardzo miękkiego plastiku dzięki czemu łatwo wydostać z niej płyn. Właściwie aż zbyt łatwo, bo zawsze wylewa mi się go troszkę za dużo, chociaż nie naciskam zbyt mocno. Płyn pozostawiony sam sobie rozdziela się na dwie warstwy, przed użyciem należy więc nim mocno wstrząsnąć. Pudełeczko w którym był zapakowany jest czarne i wygląda bardzo elegancko. Cena różu to 15 zł - aktualnie jest w promocji i kosztuje - 12.75 zł.
I normalna ilość. |
Moje obawy okazały się bezpodstawne. Pomimo pierwszej wady jaką jest wylewający się nadmiernie płyn, nakładanie to już fajna sprawa. Dziwnie mi było nie używać do tego pędzla jak to zwykle robię. W pierwszej chwili miałam wrażenie, że muszę szybko rozsmarować, bo zostanie mi przecież plama! Przesadzałam. Płyn ładnie się rozsmarowuje i stapia ze skórą. Jego konsystencja pozostawia przyjemną w dotyku, jedwabistą skórę. Drobinki nie są nachalnie błyszczące, a delikatnie podkreślają odcień. Kolor można pogłębić dodając kolejną porcję. Jednak trzeba uważać, bo zbyt wielka ilość może narobić nam niechcianego efektu. Granice łatwo rozetrzeć i wtopić w makijaż palcami, tak by na twarzy pozostały delikatne "naturalne" rumieńce.
Kosmetyk jest mocno napigmentowany i fajnie nadaje się do modelowania kości policzkowych. Wśród moich kosmetyków jest pierwszym tego typu mazidłem. Nie używam go codziennie, po prostu muszę mieć na niego ochotę. Myślę, że wystarczy mi na bardzo długo, a narazie na toaletce pełni też funkcję ozdobną, bo jego forma wygląda dużo ciekawiej niż pozamykane cienie w paletach.
Dajcie koniecznie znać czy używacie tego typu róży i jak się u Was sprawdzają :)
Jeszcze nie miałam różu w takiej formie :) Wygląda bardzo przyjemnie :)
OdpowiedzUsuńKochana mam prośbę... Poklikałabyś w linki w tym poście : http://rzetelne-recenzje.blogspot.com/2015/02/sheinside-co-mnie-urzeko.html
Bardzo proszę i z góry ślicznie dziękuję :*
Właśnie przy następnym zamówieniu muszę go sobie w końcu zamówić :) Chętnie się przekonam jak u mnie się sprawdzi :)
OdpowiedzUsuńAle fajny, nie miałam nigdy w płynie :)
OdpowiedzUsuńKupiłam niedawno róż w płynie, ale jeszcze go nie używałam, bo się właśnie trochę obawiałam ;) Jednak chyba niesłusznie, spróbuję przy najbliższej okazji ;)
OdpowiedzUsuńJasne, że próbuj! :) Szkoda żeby się marnował w kosmetyczce
UsuńCiekawa forma ale jakoś mnie do siebie nie przekonuje
OdpowiedzUsuń